Saturday, November 3, 2012

Książkowo

     Przyszedł w końcu taki dzień, że zabrakło mi trochę "polskości" w moim nowym, francuskim życiu. Owszem, nie brakuje mi wielu rzeczy, ale jednak jakiś mały sentyment obudził się w mojej słowiańskiej duszy i zaczął dawać o sobie znać. Na pewno nie tęsknię za zimnem, niskimi temperaturami i kapryśną pogodą; nie brakuje mi również nieuprzejmości w urzędach, komunikacji miejskiej czy w sklepach (we Francji większość ludzi pracujących w sprzedaży i obsłudze klienta, to niezwykle sympatyczne osoby). Nie brakuje mi również kiepskich dróg, spóźnionych, zatłoczonych pociągów i ciągłego narzekania na wszystko po kolei. Tęsknię natomiast za Warszawą, za magicznymi miejscami, za smakiem kawy z ulubionej kawiarni (kawa we Francji nie powala mnie na kolana niestety...), za piernikami toruńskimi, za pierogami z kapustą i grzybami i za ptasim mleczkiem.

Oprócz tęsknoty za polskimi pysznościami mam ogromny sentyment do swoich małych, drobnych rytuałów, których kontynuowanie we Francji nie jest możliwe. Pamiętam jak każdego prawie miesiąca, tuż po otrzymaniu wypłaty biegłam do empiku w poszukiwaniu nowości książkowych. Coraz mocniej doskwiera mi na francuskiej ziemi brak takiego bezpośredniego kontaktu z polskimi księgarniami. Niby nic, a jednak trochę smutno, że nie mogę powłóczyć się między półkami pełnymi ciekawych opowieści, historii zmyślonych lub napisanych przez życie. Wiele bym dała aby móc przenieść się teraz do ukochanego empiku na Marszałkowskiej i napawać oczy kolorowymi okładkami, poczuć zapach świeżego papieru, wertować kartka po kartce nowe, ciekawe "zdobycze".

Zdjęcie z google images
W naszym Chalon polskiej księgarni nie uświadczysz, a mój poziom znajomości francuskiego niestety nie pozwala mi na swobodne czytanie w tym języku. Zdarza mi się jednak wpaść na dłuższą chwilę do jednej z sieci księgarni francuskich, którą jest Gibert & Jospeh. Podobnie jak w naszym polskim empiku oprócz książek można znaleźć tu płyty CD, filmy na DVD, artykuły papiernicze i drobne upominki. Chociaż przez chwilę mogę się dzięki temu poczuć jak w ulubionej księgarni i z niekrytą ciekawością przeglądać francuskie wydania.

Za każdym razem kiedy jestem w Polsce zostawiam sobie spore miejsce w walizce na kilka ciekawych książek. Niestety wielu z nich nie udało mi się jeszcze zabrać, a przeglądając polskie strony internetowe natrafiam na kolejne ciekawe pozycje i nowości, które natychmiast chciałabym mieć w swojej domowej bibliotece. Następny wyjazd do ojczyzny mamy zaplanowany na kwiecień, a więc jestem już nastawiona na to, iż pół walizki zajmą mi nowości wydawnicze zakupione w naszym pięknym kraju nad Wisłą :)

Zdarzyło mi się niestety tylko raz odkąd mieszkam we Francji zamówić książkę przez internet. Dlaczego tylko ten jeden, jedyny raz? Powód bardzo prozaiczny i oczywisty: koszt wysyłki, który okazał się wyższy od samej wartości zamawianego przedmiotu.

A tak w ogóle, to doszłam ostatnio do wniosku, że o wiele większą frajdę sprawia mi kupowanie książek (i oczywiście ich czytanie :), niż buszowanie po sklepach z ciuchami, czy kosmetykami. Dziwne? Dla mnie nic w tym niezwykłego. Chwile z ciekawą powieścią, wciągającą historią dają mi o wiele więcej radości niż nowa bluzka czy krem do twarzy.
Miłego, jesiennego wieczoru :*

Thursday, November 1, 2012

Deszczowy początek listopada

Witajcie po dłuższej przerwie. Za oknem leje deszcz, jest ciemno, szaro, ponuro i buro. Najchętniej zaszyłabym się pod ciepłym kocem z gorącą herbatą lub czekoladą i nie ruszyła się z kanapy do wiosny... ;) Ech, marzenie ściętej głowy. Narzekać jednak nie będę ponieważ każda pogodowa aura ma swój urok - nawet taki potężny jesienny deszcz, któremu towarzyszy jedynie kilka stopni na plusie.

Pyszna, gorąca czekolada (zdjęcie z sieci)
Moja przygoda z nauką, a raczej z codziennym chodzeniem do szkoły nadal trwa. Oswoiłam się już jakoś z nową rzeczywistością, wpadłam w rytm wczesnego wstawania i uczestniczenia w zajęciach przez siedem godzin dziennie. Nie powiem abym nauczyła się czegoś nowego jeżeli chodzi o język francuski sam w sobie. Niestety ta formacja nie jest nastawiona na żmudne ćwiczenia gramatyczne czy zgłębianie tajników pisowni. Trochę się pomyliłam licząc na ciężką harówkę i mnóstwo pracy domowej... Nasza pani nauczycielka większość czasu spędza poza salą lekcyjną, a więc wychodząc rzuca nam kilka zdań i mówi, że wróci niedługo. Po czym mijają dwie godziny, a ja dostaję już zawrotów głowy od ślęczenia z nudów nad słownikiem francusko-polskim.

Muszę jednak przyznać, że są też i plusy tego całego "zamieszania", gdyż głównym celem formacji jest umożliwienie nam odbycia stażu zawodowego. Zabrałam się więc z zapałem do szukania miejsc w Chalon i okolicy, do których mogłabym wysłać swoją aplikację z prośbą o możliwość odbycia kilkutygodniowych praktyk. W związku z tym, że jestem absolwentką kulturoznawstwa swoje poszukiwania zaczęłam od miejsc związanych z promowaniem kultury i sztuki. Na 10 wysłanych CV (niestety Chalon, to nie Paryż więc nie miałam zbyt wielkiego pola do działania) dostałam 3 odpowiedzi: dwie na nie, a jedną na tak. Bardzo ucieszył mnie fakt, iż pozytywnie moją aplikacje rozpatrzyło Musée Nicéphore-Niépce.

Jest to muzeum poświęcone między innymi wynalazcy fotografii, który urodził się w Chalon sur Saone. Poza tym, placówka organizuje wystawy i wernisaże fotografii z całego świata więc myślę, że zapowiada się całkiem interesująco:)  Przeraża mnie jedynie fakt, iż nie poradzę sobie z mówieniem i ci ludzie będą delikatnie mówiąc rozczarowani moim poziomem językowym. Mam jednak jeszcze prawie miesiąc na intensywne przyswajanie wiedzy, a więc do 26 listopada, kiedy to zaczynam, mam nadzieję wysławiać się znacznie lepiej. Wiem, że czasu nie mam dużo, ale zawsze jest to kilka tygodni więcej na zgłębienie francuskiego słownictwa.

Powyższa placówka mogła mi zaproponować wypełnienie jedynie 2/3 czasu, który muszę spędzić na stażu. W związku z tym, moja przedsiębiorcza nauczycielka zaczęła działać i znalazła mi tygodniowy staż w szkole językowej. Tak więc od poniedziałku będę pomagać ludziom, którzy chcą się uczyć angielskiego. Myślę, że jest to całkiem fajna propozycja, gdyż język Szekspira jest mi znacznie bliższy od francuskiego na dzień dzisiejszy.

Cieszę się, że coś się w końcu dzieje w moim życiu, powiedzmy, zawodowym. Staż, to nie praca, ale jednak wzbogaci mój życiorys i może da mi szansę na znalezienie stałego zatrudnienia za jakiś czas. Za swój mały sukces uważam również fakt, iż udało mi się dostać do miejsca, które jest ściśle związane z moim kierunkiem studiów i moimi zainteresowaniami. Jeszcze tylko podszkolę się we francuskim i może jakoś moje życie na obczyźnie zacznie się normować. Trzymajcie kciuki :*